CHCIEĆ
Przedwczoraj przyjechałam do gościnnego domu ojców dominikanów na Służewie, aby w sobotę przeprowadzić zajęcia w ramach Studium Dominicanum, któremu patronuje założyciel służewieckiego klasztoru, o. Jacek Woroniecki (1872-1949). Dyrektor Studium, o. Norbert Lis, już jakiś czas temu zaszczycił mnie propozycją współpracy z nimi. Studium Dominicanum jest filozoficzno-teologiczną szkołą skierowaną głównie do osób świeckich, które pragną intelektualnego pogłębienia swojej formacji chrześcijańskiej. Gromadzą się tu ludzie różnego wieku i różnych zawodów, których łączy pasja poznania, chęć zintensyfikowania swego życia, popatrzenia na świat z innej nieco perspektywy. Jest to znakomite grono słuchaczy, gdyż niezależnie od ich różnych osobistych historii, a może właśnie dzięki temu, są to przede wszystkim ludzie, którym się chce chcieć. Stając przed takimi odbiorcami tracą znaczenie wszelkie utyskiwania na kryzys humanistyki, w tym filozofii. Ci słuchacze chcą nadać dodatkowy, inny wymiar swojemu życiu i dlatego poszukują, tworzą i chcą czegoś tym chceniem, które jest wyrazem realizacji „wolności do”, a nie „wolności od”, co jest w istocie realizacją postawy filozoficznej, poszukującej. Zapewne niejednokrotnie wiele wysiłku wymaga od nich to, aby w sobotni poranek, po tygodniu pracy, przyjść i wysłuchać cyklu wykładów, które na pierwszy rzut oka mogą się wydawać nieco abstrakcyjne. Niemniej bardzo często okazuje się, że to teoria jest tym, co najbardziej praktyczne i to w życiu konkretnego człowieka.
Do pociągu wzięłam sobie książeczkę Romana Brandstaettera Prorok Jonasz (Warszawa 1983), którą czytałam po raz pierwszy już dawno temu. Takie powroty do dawnych lektur mogą okazać się zaskakujące. Brandstaetter na swój unikalny sposób opowiada tam dzieje Jonasza i relacjonuje jego rozmowy i wadzenie się z Bogiem. Kiedy Jonasz wypełnił wreszcie swoją misję rozmawiał z Bogiem o „Podobieństwie Pańskim”. Bóg mu rzekł: „Na sposób doskonały stworzyłem świat, ale nie dokończyłem dzieła Stworzenia. Uczyniłem to świadomie dla dobra człowieka. Uważałem bowiem, że powinienem go w widomy sposób uhonorować, zaszczycić, wyróżnić i chwalebnie wywyższyć nad zwierzęta czworonożne, nad ptaki i płazy, nad ryby i wszelkie rośliny, i w tym celu uczyniłem go moim Spólnikiem i kazałem mu skończyć rozpoczęte przeze mnie dzieło Stworzenia. Dlatego dałem mu wolę twórczą, moc powstawania, dojrzewania i doskonalenia, pączkowania i owocowania, nieustannego wzrastania, dojrzewania i zbierania, moc twórczej miłości, i za pomocą niej upodobniłem go do siebie. (…) Synu mój, każde zło odpodabnia człowieka ode mnie. Każde dobro upodabnia go do mnie i jest doskonaleniem świata. Czyniąc dobro doprowadzanie do błogosławionego końca dzieło moje. Dlatego kazałem ci nawrócić pogan, Jonaszu. Chcę, aby wszyscy ludzie stali się do mnie podobni, bo dla owego podobieństwa stworzyłem człowieka” (s. 95-96).
Czas dojrzewania i doskonalenia, kwitnienia, pączkowania i owocowania może nadejść nieoczekiwanie, w każdej chwili. Oby zawsze chciało mi się chcieć tak, jak moim słuchaczom.
Agnieszka Kijewska